Wirtualna Polska – Wyznania Klawisza: Wiem że jesteśmy Potrzebni.

– Nie wszyscy siedzący w celach są aż tak bardzo z tego powodu nieszczęśliwi. Tego typu konkluzję wyciągnąłem po kilkunastu latach pracy w tym środowisku – mówi Recednes, były pracownik Aresztu ¦ledczego w Łodzi. – Ich mentalność postrzegania otaczającego świata jest dość specyficzna. Osadzony wracający z kilkuletnim wyrokiem za skopanie podczas napadu ciężarnej kobiety, która poroniła, potrafi jeszcze stwierdzić cynicznie, że oni mogą sobie zmalować „bachora”, a on dostał za wysoki wyrok – dodaje. W tej trudnej rzeczywistości pracują oni – funkcjonariusze Służby Więziennej, którzy w każdej sytuacji muszą zachować dystans i zdrowy rozsądek. Materiał jest kolejną częścią cyklu więziennych wspomnień byłego klawisza.

Rocznik 1954. „Recednes” lub „Siwy” – tak go nazywali na oddziale. – Nie chcę zdradzać swojego imienia. To niepotrzebne – zaznacza. Dziś jest już na emeryturze. Jak to? Tak szybko? Mundurówka. No tak, oni odchodzą trochę wcześniej.

– W mojej karierze miałem tylko jeden przypadek, kiedy…

– Nagle, przed północą, słyszę tłuczenie szyb w oknach…

Do Służby Więziennej trafił, gdy miał 34 lata. – To, co tam przeżyłem, to materiał na mocną książkę – wyznaje. – Na razie jest blog. Tam wspominam czasy ze służby – mówi Recednes. Odszedł w 2002 roku. Już wtedy w więzieniach nastąpiło dużo zmian. Zanim się ich doczekał, przeżył 15 lat, które na trwałe wyryły się w jego wspomnieniach.

„Nie wiem, co mi odbiło”

– Pracę, a raczej służbę, rozpocząłem 1 sierpnia 1988 roku. To data, którą zapamiętałem do końca życia. Przed tym dniem całą noc śniły mi się koszmary. Nazywając rzeczy po imieniu, po prostu miałem stracha – wspomina klawisz.

Decyzję o wstąpieniu w szeregi Służby Więziennej podjął dość spontanicznie. – Przeczytałem ogłoszenie w prasie o naborze. Cholera, do tej pory nie wiem, co mi odbiło, żeby pojechać tam i dowiedzieć się o warunkach przyjęcia – mówi.

Udało mu się je spełnić. Badania lekarskie, sprawnościowe, testy psychologiczne – przeszedł je bez problemów. Niedługo póĽniej miał już na sobie szary mundur SW. – Koledzy, którym powiedziałem o swoim nowym zawodzie reagowali różnie. Większość próbowała mnie odwieść od tego kroku, argumentując, że nikt nie poda mi już ręki. PóĽniej niektórzy sami przychodzili po pomoc, kiedy wylądowali za kratkami – dodaje „Siwy”.

Trudna służba klawisza

Na początku kariery klawisza wcale nie było łatwo. Recedens do dziś pamięta strach, jaki towarzyszył przy pierwszym samodzielnym spotkaniu oko w oko ze skazańcem. Miał go odprowadzić na widzenie z rodziną. Nie mógł jednak przewidzieć, jak zachowa się skazany.

– Ręce mi się trzęsły, kiedy otwierałem kluczem zamek celi. Było to tak nieporadne, że osadzeni po sposobie otwierania celi mogli domyśleć się, kto do nich idzie – wspomina. Dopiero po kilku takich próbach, starszy oddziałowy wyjaśnił mu, jakie błędy popełnił.

Gruby mur z drutem kolczastym, wieżyczki z uzbrojonymi strażnikami, długie korytarze, do których rzadko zagląda słońce – to nie jest wymarzone miejsce pracy młodego człowieka.

„Fetor spoconych ludzkich ciał”

– Trzaski zamykanych cel, nawoływania funkcjonariuszy, czasami niewiadomego pochodzenia krzyki. Echo, zdawałoby się tak pustej przestrzeni. Wszystko to potęgowało strach przed niemożnością ucieczki. W zasięgu ręki albo ściana, albo osadzony. W obliczu tej rzeczywistości stałem się malutki – wspomina pierwsze chwile na pawilonie Recednes. Mimo tego uparcie brnął do przodu. Postawił sobie zadanie, któremu za wszelką cenę chciał podołać.

Odwaga mieszała się z obawą o własne zdrowie. Optymizm tłamszony był przez ciężką i przytłaczającą atmosferę. Atmosferę wytworzoną przez dziesiątki wrogich par oczu zamkniętych za furtą i otoczonych ciężkimi murami z ostrym drutem kolczastym. – W celi siedziało po kilku osadzonych. Fetor spoconych ludzkich ciał, specyficzna mieszanka żywności, sanitariatu, potu, seksualności i środków czystości – to dawało nieokreślony zapach, ale tylko bywalec tego przybytku jest w stanie go rozpoznać. Niemiłe doznania, niemiłe zapachy, niemiłe podejście ludzi zza muru. W oknach kraty, w koło ściany, a wszystkie te trudne sytuacje rozgrywają się na obszarze zaledwie kilku metrów kwadratowych – opisuje pomieszczenia aresztu.
Obciążeniem psychicznym nie jest tylko przykry zapach i zaciemnione korytarze. Nie od dziś wiadomo, że w więzieniach trwa ciągła wojna między skazanymi i strażnikami, a przemoc i agresja jest niemal na porządku dziennym. Przynajmniej tak było, gdy służbę pełnił Recedens. Szybko się zorientował, że w tej pracy trzeba mieć oczy na około głowy. Nigdy nie wiadomo, czego spodziewać się po osadzonym. W każdej chwili może rzucić się na funkcjonariusza.

„Obserwowaliśmy się nawzajem”

– Ile długości korytarza przemierzyłem, ile setek razy otworzyłem furtę, ile setek razy wkładałem i wyjmowałem klucz do zamków otwierając je i zamykając, ile setek razy zatrzaskiwałem ciężkie zasuwy, ile razy w ciągu dnia musiałem przeszukiwać osadzonych wychodzących i wchodzących do cel, ile razy musiałem interweniować, kiedy osadzony wpadał w szał, groził żyletką czy krwią z wirusem HIV – tego się nie da zliczyć mówi.

– W mojej karierze miałem tylko jeden przypadek, kiedy..

– Nagle, przed północą, słyszę tłuczenie szyb w oknach…

Wie jednak, że przy wykonywaniu tych obowiązków nieustannie czuł oddech skazanych na ramieniu. – Stres był wszechobecny przez cały czas trwania służby. Obowiązków przybywało, zagrożenie ze strony osadzonych rosło, a my z gołymi łapami musieliśmy funkcjonować. Tak naprawdę to byliśmy zdani na siebie. Całe szczęście, że z kolegami pracującymi na innych oddziałach obserwowaliśmy się nawzajem i z chwilą jakiegokolwiek zagrożenia ze strony osadzonych natychmiast reagowaliśmy. Dzisiaj jemu coś się przydarzyło, jutro mnie – mówi.

Nawet, gdy już uda się opanować napad, stres tak szybko nie ustępuje. W końcu ciężko jest zachować dystans do kogoś, kto chwilę wcześniej chciał pozbawić życia. – Najpierw w ataku szału chciał zabić, a póĽnej przepraszał i obiecywał poprawę – mówi.

Tragiczne widoki

Ale służba w więzieniu nie wiązała się jedynie z agresją skazanych wobec funkcjonariuszy. Równie bezlitośni byli dla siebie. Samouszkodzenia, okaleczenia i próby samobójcze zdarzały się bardzo często.

– W takich sytuacjach działaliśmy intuicyjnie, ale nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Parę prób zakończyło się naszą porażką. Nie jest niczym przyjemnym odcinanie osoby od sznura lub widok wisielca. Przy pierwszym takim przypadku prawie zemdlałem – wspomina Recedens.

Pocięte żyły, zaszyte nitką usta, desperackie próby pozbawienia siebie życia – to tylko niektóre widoki, które na trwałe wyryły się we wspomnieniach funkcjonariuszy z tamtych lat. W ciągu ostatniego dziesięciolecia liczba samookaleczeń znacznie się zmniejszyła, a kamery zainstalowane w niektórych celach pozwalają na szybszą interwencję.

Więzień też człowiek

Po latach pracy, stosunek Recedensa do osadzonych jest tak różny, jak różni są ludzie. – Kiedy osadzony, mający za sobą kilka wyroków, kilkanaście lat spędzonych za kratkami mówi mi, że brakuje mu wolności – to prawdę powiedziawszy nie bardzo mu wierzę. To jego przepis na życie. Taką wybrał sobie przyszłość. To przecież jego decyzja. Z kryminału stworzył sobie ciepły azyl, do którego zawsze wraca. Tutaj nie martwi się o wikt i opierunek, służba zdrowia na każde zawołanie, może rozbudowywać swoją tężyznę fizyczną i szpanować kolesiom – ocenia recydywistów Siwy. – Emeryt czy przeciętna rodzina nie ma na leki, na jakieś średnie życie z pracy rąk, a jeden z drugim krzyczy na temat humanitarnego traktowania, mając po kilka wyroków za sobą. Ciekawe, czy gwałcąc, wyrywając rencistce torebkę z pieniędzmi na leki, molestując dzieci, bijąc żony itp. robili to humanitarnie? – oburza się.

 

Od razu zaznacza, że ma świadomość, iż po przeczytaniu tego „obrońcy praw krzykną na te wywody”. – Ba! Będą pewnie mocno zbulwersowani takim podejściem do tematu – mówi. – Jednak nie wszyscy siedzący w celach są aż tak bardzo z tego powodu nieszczęśliwi. Tego typu konkluzję wyciągnąłem po kilkunastu latach pracy w tym środowisku. Ich (więĽniów) mentalność postrzegania otaczającego świata, jest dość specyficzna. Osadzony wracający z kilkuletnim wyrokiem za skopanie podczas napadu ciężarnej kobiety, która poroniła, potrafi jeszcze stwierdzić cynicznie, że oni mogą sobie zmalować „bachora”, a on dostał za wysoki wyrok. Inny, również wracający ze sprawy za rozbój martwił się, co kolesie o nim pomyślą, że dostał „tylko trójasia”, natomiast oni dwa razy tyle ? mówi.

„Żal mi się go zrobiło”

Wspomina również osadzonego, który trafił na kilka miesięcy za niezapłaconą grzywnę. – Taki dziadek, nikomu nieszkodzący. Pochodził ze wsi. Cichy, złota rączka. Naprawiał we własnym zakresie buty, z resztą – wszystkich napraw się imał, byle zarobić na papierosy. Ogólnie był lubiany przez złodziei i klawiszy. Na więziennym wikcie odżył, przytył, no i chwalił sobie pobyt u nas. Nawet okulary i protezę zębową otrzymał w kryminale. W tamtych czasach nic więcej mu do szczęścia nie brakowało. Nawet kraty w oknach nie oddziaływały na niego przygnębiająco, bo na wolności czkała na niego bieda i ciągłe zmaganie się z losem, który nie był dla niego łaskawy – wspomina Recedens.

Ostatniego dnia za murami klawisz odprowadzał go za bramę. Kiedy szli, mężczyzna dziękował mu i chwalił go, za to, jakim był wobec niego człowiekiem. Nie miał żalu, nie żywił żadnej urazy. Czuć było, że nie ma powodów do żadnej zemsty. Mimo tego zapytał, czy za czynną napaść na funkcjonariusza od razu zostałby zatrzymany. – Żal mi się go zrobiło. Za wszelką cenę chciał zostać – opowiada.

Podziw i pogarda

Klawisz, wiedząc jaką wartość ma wolność, wybił mu ten pomysł z głowy, mówiąc, że choćby miał się z nim siłować, to i tak wypchnie go za bramę. – Opuścił zawstydzony głowę i kiedy odchodziłem, wyciągnął do mnie rękę. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem od osadzonego szczere dziękuję i przeprosiny. Ta chwila utkwiła mi w pamięci. Zrozumiałem, że nie wszyscy wychodzący na wolność mają nas za oprawców i sadystów – mówi.

Funkcjonariusz SW to nie zawód, o którym wykonywaniu marzy się w dzieciństwie. Strażnicy więzienni pracują w ciągłym napięciu, który nie do końca ustępuje nawet po służbie. Nie bez powodów w porównaniu z przedstawicielami innych zawodów częściej zapadają na depresję, choroby serca, doświadczają zaburzeń nerwicowych czy popadają w uzależnienia. Mimo tego o ich problemach nie mówi się zbyt często. A jeśli już, to przedstawia się ich w negatywnym świetle. A sami funkcjonariusze rzadko też się skarżą.

– Podziw i pogarda – oto uczucia, którymi obdarza nas społeczeństwo. Jednak mimo takiego podejścia wiemy, że jesteśmy potrzebni – podsumowuje Recedens.

http://nasygnale.pl/kat,1025343,title,Wyznania-klawisza-wiemy-ze-jestesmy-potrzebni,wid,15454132,wiadomosc.html?ticaid=610586